sobota, 26 grudnia 2015

I.9

Rano Emilia i Krzysiek wstali około godziny piątej. Postanowili uszykować się na spokojnie do pracy, a dopiero przed szóstą obudzić Tośka.
-Jak tam? Wyspana?- zapytał Krzysiek, podchodząc do Emilii i łapiąc ją w biodrach.
-I to bardzo kochanie- odparła i obróciła się w stronę Krzyśka, żeby dać mu całusa. Mężczyzna go odwzajemnił- To co zjesz na śniadanie- zapytała Emilia, gdy skończyli się całować.
-Kanapki z serem, sałatą, pomidorem i szczypiorkiem- odpowiedział.
-Z tego co wymieniłeś mamy tylko ser.
-To poproszę jajecznicę na boczku.
-Krzysiek, nie przesadzasz?- Emilka spojrzała na swojego chłopaka z przymróżonymi oczami- To chyba ja tu jestem w ciąży, a nie ty- zaśmiała się Emilka i wyciągnęła z lodówki masło, jajka i boczek. Zaczęła szykować śniadanie, a Krzysiek siedział i się jej przypatrywał.
-Może byś Tośka obudził- Emilia zwróciła się do bezczynnie siedzącego Krzyśka przy stole, kiedy wyciągała talerze.
-Już idę- powiedział, nie odrywając wzroku od ukochanej. Wstał niechętnie od stołu i poszedł do pokoju syna. Tosiek już nie spał, tylko leżał i oglądał telewizję. Krzysiek podszedł i wyłączył urządzenie.
-Co ty robisz?- zapytał oburzony Tosiek.
-No co? Szykuj się do szkoły, ale to już. Emilka zrobiła śniadanie.
-Nie jestem głodny- powiedział Tosiek i schował się pod kołdrę.
-Tosiek, ruszaj się, bo się spóźnisz do szkoły- Krzysiek zrzucił kołdrę z syna.
-Ale ja nie chcę- mruknął Tosiek zwrócony twarzą do poduszki.
-Nie ma, że nie chcesz. Wstawaj do szkoły- powiedział Krzysiek.
-Ale tato, ja się źle czuję. Boli mnie szyja- Tosiek dalej próbował dalej przekonać ojca, żeby mógł zostać w domu.
-Ale ja i Emilia idziemy do pracy. Ruszaj się Tosiek- Krzysiek złapał syna za ręce i go posadził. Ten niechętnie założył kapcie i zszedł do kuchni, gdzie siedziała uśmiechnięta Emilka.
-Cześć Tosiek, wyspałeś się?
-Nie bardzo- ziewnął Tosiek, siadając przy stole.
-Tak, nie wyspał się, a jak wszedłem do jego pokoju, to oglądał telewizję- westchnął Krzysiek.
-Naprawdę nie mogę zostać w domu? Wszystko mnie boli.
-Może jednak zostanie w domu?- zasugerowała Emilia- Zadzwonię po moją mamę.
-Nie ma mowy, idzie do szkoły bez dyskusji- powiedział stanowczo Krzysiek i zabrał się za jedzenie. Śniadanie zjedli w ciszy, a potem zaczęli szykować się do wyjścia. Około siódmej wyjechali z Wadlewa. Najpierw zawieźli Tośka do szkoły, a potem udali się do pracy. Byli pięć minut przed odprawą, więc nie mieli za dużo czasu na pogawędki. Zabrali swoje mundury, poszli się przebrać i oboje zdyszani wpadli na odprawę, gdzie czekał na nich niezadowolony z ich spóźnienia komendant.
-Drawska, Zapała, co to mo znaczyć?
-No były korki- zaczął się tłumaczyć Krzysiek.
-To następnym razem wyjedźcie na tyle wcześnie, żeby zdążyć. Siadajcie i po odprawie macie do mnie przyjść oboje- zwrócił się do pary, a potem przeszedł do omówienia zadań i przydzielenia rewirów. Gdy zakończył odprawę, udał się do swojego gabinetu, a razem z nim Krzysiek i Emilia.
-Siadajcie- wskazał na dwa krzesła, stojące na przeciwko niego.
-Coś się stało panie komendancie?- zapytała Emilia.
-Słuchajcie, powiedziałem to już Jackowi i Beacie oraz Oli i Mikołajowi, dlatego pragnę powiedzieć też wam. Chciałbym was przeprosić za to, że was rozdzieliłem i tak potraktowałem te wasze związki, tylko jak się dowiedziałem, byłem odrobinę zaskoczony. Nie mam nic do tego, żeby pary jeździły razem na patrolu i od dzisiaj jeździcie już razem- Wysocki uśmiechnął się do posterunkowego i sierżant.
-Dziękujemy- powiedzieli jednocześnie. Byli trochę zaskoczeni, ale cenili sobie to, że Wysocki przywrócił ich do patrolu. Gdy Emilia z Krzyśkiem mieli już wychodzić, do gabinetu wszedł Jacek bez pukania.
-Nowak, nie umiesz pukać?
-Umiem, ale ja do Krzyśka- powiedział Jacek. Krzysiek popatrzył na kolegę z przerażeniem w oczah.
-No dobra, idźcie już- ponaglił ich Wysocki.
-Czy ja wiem, czy Krzyśkowi opłaca się wychodzić, bo zaraz i tak tu wróci- zwrócił się do komendanta, a następnie do Krzyśka- Słuchaj, dzwonili ze szkoły od twojego syna, bo nie mogli się do ciebie dodzwonić. Tosiek dostał wysokiej temperatury i drgawek. Wychowawczyni wezwała pogotowie i jest w tej chwili w drodze do szpitala wojewódzkiego na oddział dziecięcy.
Gdy to usłyszeli, Krzysiek i Emilka nawet nie musieli pytać o to, czy Wysocki da im wolne, bo od razu kazał im się iść przebrać i jechać do Tośka.
Kiedy wychodzili już z biura, ze swojego gabinetu wyjrzał Jacek.
-Może poprosić jakiś patrol, żeby was tam zawiózł- zaproponował. Para spojrzała na siebie i niepewnie kiwnęli głową na 'Tak'. Żadne z nich nie było w stanie prowadzić samochodu, bo oboje przejęli się stanem zdrowia Tośka.
Po chwili siedzieli już w radiowozie z Olą i Mikołajem.
-Krzysiek, uspokój się. Wszystko będzie dobrze- powiedziała Ola, spoglądając w lusterko i widząc jak Krzysiek jest cały w nerwach.
-To wszystko moja wina, mogłem go nie puszczać do szkoły, tylko rano iść z nim do lekarza- mężczyna zaczął siebie obwiniać.
-Skąd mogłeś wiedzieć, że to się tak skończy? To nie jest pod żadnym pozorem twoja wina Krzysiek- tłumaczyła my Emilia.
-Emilka ma racje- wtrącił Mikołaj.
-Mam nadzieję, że to zwykła grypa, a nauczycielka spanikował- powiedział Krzysiek i przytulili się z Emilią.
Dwadzieścia minut później byli już w szpitalu. Akurat w tym samym momencie podjechała nauczycielka Tośka. Krzysiek natychmiast do niej podszedł.
-Proszę pani, co się w ogóle stało?- zapytał Krzysiek.
-Tosiek na lekcji był jakiś nieobecny, śpiący, więc zaprowadziłam go do szkolnej pielęgniarki. Ona zmierzyła mu temperaturę i miał czterdzieści stopni gorączki, a potem dostał drgawek. Wtedy zadzwoniliśmy po pogotowie- nauczycielka opisała mu jak to wszystko wyglądało, a potem we trójkę udali się do szpitala.
-Dzień dobry, mogę wiedzieć, gdzie jest Antoni Zapała? To mój syn- Krzysiek podszedł rejestracji.
-Antoni znajduje się na oddziale intensywnej terapii. To jest na drugim piętrze. Jak pojedzie pan windą, to w lewo i prosto, do końca korytarza- poinstruowała go rejestratorka. Tam też się udali. Podeszli do sali i zobaczyli chłopca, przypiętego do różnych urządzeń. U sześciolatka był lekarz, który miał na twarzy maskę oraz rękawiczki. Stał i zapisywał coś. Gdy się obrócił, zobaczył Krzyśka, Emilię i wychowawczynię Tośka. Po chwili do nich wyszedł.
-Panie doktorze, co z moim synem?- zapytał Krzysiek.
-Zapraszam pana i pana żonę do gabinetu- zwrócił się lekarz. Krzysiek spojrzał na Emilię. Ona wzruszyła ramionami i oboje poszli z doktorem.
-Proszę usiąść- powiedział, wskazując krzesła. Oboje usiedli, łapiąc się za ręce- A więc- zaczął lekarz- państwa syn ma sepsę. Teraz podajemy mu antybiotyki oraz płyny i będziemy dążyli, aby nie doszło do wstrząsu septycznego. Może to potrwać nawet dziesięć dni.
-A czy Tosiek może- Krzysiek przełknął głośno ślinę i wydusił z siebie- umrzeć?
-Proszę pana, niestety muszę panu powiedzieć, że istnieje taka możliwość. Jeżeli dojdzie do wstrząsu, może również dojść do niewydolności wielonarządowej, a w wyniku tego niestety do śmierci. Miejmy jednak nadzieję, że nie dojdzie do tego.
-A mógłbym do niego teraz wejść?
-Oczywiście, tylko musi pan założyć maseczkę, tak na wszelki wypadek- powiedział podając jedną Krzyśkowi- Pani też chce?
-No nie bardzo, jestem w ciąży.
-Ok, rozumiem. Może pan iść do syna.
Emilia z Krzyśkiem wyszli z gabinetu. Wychowawczyni Tośka już nie było. Krzysiek założył maskę i wszedł do sali, gdzie leżał przestraszony Tosiek. Dalej nie wiedział, co się dzieje.
-Tato, boję się- powiedział chłopiec.
-Spokojnie synuś, wszystko będzie dobrze- Krzysiek pogłaskał syna.
-A co mi jest?
-Tosiek, jesteś chory i musisz być tutaj. Lekarze się tobą zajmą.
-A ty nie możesz?- zapytał Tosiek, nie zdając sobie powagi z sytuacji.
-Ja w domu nie mam takich leków Tosiek- Krzysiek cierpliwie tłumaczył chłopcu, chociaż w środku był kłębkiem nerwów.
-A będziesz ze mną tutaj?
-No pewnie synku- zwrócił się do Tośka Krzysiek.
-Tato, a mogę iść spać?
-No pewnie.
Krzysiek posiedział u syna, dopóki nie zasnął, a potem wyszedł do swojej partnerki, która siedziała na korytarzu.
-Jak Tosiek?- zapytała.
-Trzyma się, ale widać, że jest przestraszony tym wszystkim. W sumie ja też.
-Krzysiek, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz kochanie. Za tydzień Tosiek będzie z nami w domu- Emilia próbowała chociaż nie panikować, ale jej też było ciężko. Przywiązała się do Tośka i to bardzo i nie wyobrażała sobie, że mógłby umrzeć. Brakowałoby jej go.
-Chcę w to wierzyć- powiedział Krzysiek, osuwając się po ścianie i chowając głowę w dłoniach. Emilka się podniosła i podeszła do Krzyśka.
-Słuchaj Krzysiek, nie możesz się załamywać. Sepsa jest uleczalna i on z tego wyjdzie. Rozumiesz Krzysiek. Rozmawiasz z kobietą, która była na to chora, gdy była w wieku Tośka- Krzysiek spojrzał na Emilię. Nigdy mu nie przyszło do głowy, że Emilia mogła być chora na sepse- Wiem co mówię.
-No może masz racje, może nie ma co panikować, ale boję się o niego.
-Pańska żona ma rację- powiedział nieświadomy lekarz- A teraz zapraszam państwa ze mną. Musimy podać leki, jako że mieli państwo kontakt z dzieckiem i po podaniu leków, proszę pod żadnym pozorem nie wchodzić do syna do sali- dodał. Krzysiek z Emilią udali się z lekarzem i zostały im podane odpowiednie leki. Potem wrócili pod salę. Tosiek już nie spał. Dalej był wystraszony, ale Krzysiek nie mógł nic zrobić. Jedyne, co mógł robić, to patrzeć się na niego bezradnie. Stał przy szklanych drzwiach i wpatrywał się w syna. Obok niego stała Emilia, która przytulała go i miała głowę opartą o jego ramię.
-Skarbie, może byś pojechała do domu. Wiesz, że dla ciebie to niebezpieczne- Krzysztof zwrócił się do czarnowłosej.
-A nie chcesz, żebym była tutaj z tobą?- zapytała, spoglądając prosto w jego ni to niebieskie, ni to zielone oczy.
-Emilko, proszę cię. Chyba nie chcesz, żeby naszej kruszynce się coś stało- powiedział z troską Krzysiek, kładąc dłoń na brzuchu ukochanej.
-No dobra, zadzwonię do mamy, czy jest w domu- powiedziała i odeszła na bok, aby zatelefonować. Po kilku minutach rozmowy były już umówione z mamą w kawiarni, która znajdowała się niedaleko osiedla, na którym kiedyś mieszkała Emilia, a obecnie mieszka jej mama. Była też niedaleko szpitala, dlatego postanowiła się przejść spokojnie na pieszo. Aby dotrzeć na miejsce, musiała kawałek przejść przez park. To znaczy musiała i nie musiała, ale droga biegnąca wzdłuż ulicy była dłuższa i bardziej zatłoczona.
Emilia szła sobie beztrosko, przyglądając się biegaczom oraz szczęśliwym rodzicom spacerującym ze swoimi pociechami. Miała przed oczami, jak za dziewięć miesięcy idzie z Krzyśkiem pod rękę, on pcha wózek z ich dzidziusiem, a Tosiek biega sobie i zbiera na przykład kasztany. Po chwili jednak poczuła uderzenie, a przed oczyma pojawiła się jej ciemność.
*****************************************
No hejka, dawno nie było opowiadania, więc proszę :)